Ja już nie wiem o co nam ludziom chodzi tak naprawdę, w tym swoim zaślepieniu w ratowaniu życia na naszej planecie mamy już podobno plany na syntetyczny las. Jest podobno znacznie wydajniejszy niż zwykły las i nie zajmuje tyle miejsca 🙂
I nie nie jest to science-fiction, ale zdaje się fiction-science:
Dla tych co nie znają angielskiego: Pani mówi o planach stworzenia urządzenia przerabiającego dwutlenek węgla, na “coś”, wyliczając ile to energii na to się zużyje i podając argumenty jakoby to było np. bardziej wydajne niż lasy.
Ciężko się tu jednak nie dziwić, mamy jako ludzie jeden uwielbiany problem, nie chcemy by coś się zmieniało, chcemy mieć każdą zmianę pod kontrolą – trochę nam brak zaufania. Być może rzeczywiście obliczenia tej Pani mogą być pod jakimś względem prawidłowe i w jej oczach ten pomysł może być fajny, jednak byłbym za tym by pomysł ten ostał się na symulacjach komputerowych, lub ewentualnie jako szczątki postapokalipotycznego świata w grze komputerowej ‘Fallout’. I oby tylko w tym wirtualnym świecie takie pomysły były realizowane…
Tu zaczynam powoli rozumieć fascynację grami komputerowymi, i zaczynam czuć wdzięczność do ich twórców, dzięki nim więcej wariactw zostaje w wirtualu.
Co nie tak z syntetycznym lasem?
Musiałem drugi raz przesłuchać nagranie, bo nie dowierzałem. Generalnie pomysł polega na tym by zbierać dwutlenek węgla z atmosfery i zamieniać go na jakiś produkt np. paliwo, syntetyk itd.
Brzmi może i atrakcyjnie pozyskiwać jakieś paliwo czy też dodatkowe syntetyki prostu z powietrza, ale zastanówmy się choćby przez chwilę. Czy przypadkiem ktoś tego naszego dwutlenku węgla nie potrzebuje? Wystarczy prosty eksperyment, jak choćby ten poniżej gdzie w zwiększonym stężeniu dwutlenku węgla rośliny jakoś szybciej rosną. To jest naprawdę piękne!
Wygląda to tak jakby środowisko ziemi doskonale sobie radziło z poziomem dwutlenku węgla, nawet jakby w planach miało zaprogramowane radzenie sobie ze zwiększonym jego poziomem. Ratunek jest prosty, rośliny zaczynają szybciej rosnąć. Ten jednak prosty eksperyment, który można nawet w warunkach domowych sprawdzić, jest jednak zbyt skomplikowany, zbyt skomplikowane jest też zauważenie, że rośliny jakoś lepiej rosną jak jest cieplej (straszą globalnym ociepleniem). Generalnie za dużo problemów sprawia nam zauważenie, że po prostu żyjemy w zmiennych warunkach – nie ufamy tym warunkom, tak jakby kierowała nimi jakaś zagrażająca nam siła, która trzeba ujarzmić.
Naukowe samobójstwo
Wiem że mocny ten podtytuł, ale inaczej tego chyba się nie da sparafrazować tegoż pomysłu syntetycznego lasu. Trzeba pamiętać, że atmosfera składa się nie tylko z dwutlenku węgla, ale też np. z tlenu. Tymczasem plan syntetycznego lasu zakłada zmniejszenie ilości dostarczanego dwutlenku węgla do roślin, które w tym wypadku będą miały gorsze warunki wzrostu. A co z tym idzie będą dostarczały mniej tlenu, zamiast tego tlenu będziemy mieli więcej syntetyków czy też paliwa, które znowu będzie zużywało do spalania tlen. I tak w kółko… znaczy się kółka z tego nie będzie, może raczej wciągający wir upadku. Po prostu naukowy majstersztyk samobójstwa, zmniejszamy poziom dwutlenku węgla i tlenu, redukując możliwość samoodrodzenia się naturalnego środowiska. Ani rośliny szybciej nie odrosną bo stężenie co2 spadnie, ani my nie dostaniemy więcej tlenu bo nie będzie komu produkować, bo w międzyczasie poziom naturalnych długowiecznych lasów produkujących tlen znacznie spada, a my zadowalamy się mechanicznym odpowiednikiem.
To są dosyć proste rzeczy by je zauważyć, jednak wydaje się tak jakby polityka, nauka itd. była na tyle ślepa w niektórych podejściach że nie zauważa takich prostych zależności.
Pytanie co to ślepotę powoduje?
Problem jest znacznie głębszy niż nam się wydaje i kompletnie nie polega na ochronie środowiska, budowaniu kariery, czy też zarabianiu pieniędzy – problem jest w naszych duszach. Wiem że to dziwne i wydaje się bardzo odległe mieszać ekologię z duszą, ale trzeba dojrzeć i to zauważyć. Nasza dusza od narodzin boi się śmierci, próbujemy temu zaprzeczyć na wszystkie sposoby, tworzymy teorie, religie i systemy filozoficzne które pozwalają nam jakoś ten strach okiełznać. Gdzieś jednak ten strach wisi w powietrzu – w tym wypadku dosłownie w powietrzu. Z biegiem wieków, jak i wraz z różnorodnością społeczności powstają coraz to nowe systemy społeczno-filozoficzno-religijne wyjaśniające problem śmierci.
Obecnie w świecie zachodnim mamy społeczność apokaliptyczno-ekologiczną. Pocieszamy się obserwacją tego, że inne gatunki wymierają, zatem to normalne że ludzie kiedyś wymrą. Rzecz jasna mimo że nie zawsze to przyznajemy, godzimy się na to – bo to “naukowo” praktycznie nieuniknione – wręcz obserwowalne że ludzkość wyginie. Apokalipsa nadchodzi, nie mamy większego na nią wpływu, to co możemy to jedynie ją odwlekać, prowadząc różne działania naukowo-ekologiczne na rzecz przedłużenia życia na naszej planecie (w tym wypadku zmniejszenia ilości CO2). Ale nie są to jednak działania kierowane na prawdziwy rozwój, są to działania kierowane strachem, a te zawsze są destrukcyjne na większą skalę. U podstaw tych działań jest indywidualny strach każdego człowieka przed śmiercią, musimy to w końcu przyznać. Ten strach nie robi nic innego jak tylko nas zaślepia, zaślepia na tyle że nie dostrzegamy następnie oczywistych – oczywistości. Gdyż okazuje się, że tak naprawdę nie chcieliśmy ich nigdy dojrzeć, chcemy jedynie udowodnić sobie że umieramy z innego powodu niż grzech (czymkolwiek on jest).
Globalne ocieplenie – schizofrenia współczesnego świata (szatan)
Wiem że to wszystko brzmi dziwnie i paranoidalnie, ale to właśnie takie jest. W czymś co nazwaliśmy schizofrenią paranoidalną, człowiek dostaje paranoi na temat jakiegoś obiektu, który jakoby to mu np. zagrażał, czasem to zagrożenie zapoczątkowało się z realności, innym zaś razem jest kompletnie wyimaginowane. W każdym razie nadmierne przeżywanie lęków i pozwalanie im na panowanie nad nami, nie jest zawsze “mile” widziane – gdyż czasami prowadzi do podejmowanie nieracjonalnych decyzji, stąd lepiej funkcjonować w świecie który znamy, który można opanować umysłem, rozumem, pieniędzmi, kamerą, komputerem, syntetycznym lasem itd. W tak wykreowanym świecie, gdzie wewnętrzny stan paranoi lękowej zostaje niejako wyeksportowany na zewnętrzne obiekty i przez nie kontrolowany współcześnie ‘odpoczywamy’.
Przykładowo, nocleg w starym opuszczonym domu, w którym kila osób wcześniej zmarło jest dla wielu z nas straszniejszy niż nocleg w nowoczesnym domu gdzie wszystko jest kontrolowane kamerami, alarmami itd. I mimo że noc ta sama, łóżko by mogłobyć to samo, to jednak gdzieś jest ta drobna różnica. W pierwszym domu konfrontujemy się ze swoimi lękami – co może wręcz przerodzić się w paranoje, a czasem wręcz w coś co zwiemy schiozfrenią, w drugim domu czujemy się świetnie. Nasze wnętrze jednak nie zostało nijak odkryte – jesteśmy nadal tymi samymi ludźmi z wewnętrzną ukrytą paranoją. Możemy nadal spokojnie żyć ze swoimi mrocznymi tajemnicami.
Ten sam proces tworzenia wokoło siebie świata, który nie wywołuje u nas paranoicznych myśli chcemy przenieść na środowisko, politykę, naukę i praktycznie każdą inną dziedzinę. Wydaje się to być dobra droga, jednak na dłuższą metę prowadzi na zatracenie, gdzieś u podstawy siedzi jednak coś ukryte, coś co nakazuje nam układać świat dookoła by nie dokopać się do własnych paranoi.
Ekologia, walka z globalnym ociepleniem to nic innego jak tworzenie sobie z ziemi takiego właśnie naukowo bezpiecznego domu. Naszymi kamerami są mierniki stężenia smogu, dwutlenku węgla, obserwacje meteorologiczne i inne pomiary. Z tym wszystkim jest nam pozornie wygodnie i miło, można mieć jakąś iluzję kontroli nad tymi czynnikami. Pozornie bo tak naprawdę to jest to nic innego jak ucieczka. Uciekamy od swojego wnętrza, uciekamy od swoich wewnętrznych paranoi, mniejszych i większych schizofrenii które przeżywamy. Ucieczka ta jednak jest tylko pozorna, prędzej czy później wyjdzie na jaw. Schizofrenie te przeżywamy już na innej teoretycznie bezpiecznej naukowej płaszczyźnie… i można by spać spokojnie, gdyby nie jednak to, że zapominamy że schizofrenia objawiająca się w nauce też może być dla nas zagrażająca.
Czego zatem tak szukamy i pragniemy?
Tak naprawdę to nie szukamy metody na okiełzanie globalnych zmian cieplarnianych, szukamy wewnętrznego spokoju. Globalne ocieplenie to można rzec nic innego jak szatan współczesnego świata, którego trzeba zwalczać – tajemnica do której nie chcemy się przyznać. Tajemnica która ujawniona wywoła w nas paranoje. Gromadzimy środki materialne, pieniądze i inne polityczne układy, byle tylko poradzić sobie z tymże szatanem. Metafizycznie jednak jest to nic innego jak mechanizm zwalczania szatana – mechanizm w którym chronimy się przed wewnętrzną paranoją odganiając ją na zewnątrz, na dalszy plan.
Doskonałym można rzec wręcz przykładem na to by lepiej nie zarządzać przyrodą nie znając swoich prawdziwych wewnętrznych pobudek, jest papież Grzegorz IX. Miał on małą paranoję na punkcie kotów, jakoby zwierze to było jakimś narzędziem szatana. Chcąc mu się przypodobać jak i jego usłuchać, zaczęto namiętnie pozbywać się tych zwierząt, co też doprowadziło do rozmnożenia się szczurów, na szczurach zaś doskonale się miały pchły, przenoszące dżumę. Tą też metodą, wewnętrzna paranoja jednej osoby która zaczęła czymś zarządzać stała się przyczyną do dosyć sporej pandemii.
Gdzie zatem ratunek?
Powiem prosto i fundamentalnie – Jedyną drogą Jezus Chrystus. Najgorszą rzeczą, która ma możliwość uruchomienia w nas największej paranoi jest myśl jakoby to jednak świat był stworzony przez Boga w 6 dni, jakoby to byliśmy stworzeni idealnie na jego podobieństwo jako bogowie (ps 82,6), jakoby to chciał wyglądać tak jak my…
Przyszedł na ziemię, Ci którzy o tym wiedzieli już go jednak nie rozpoznali i zabili, tak dalece odeszli w swoich poczynaniach, że nie rozpoznali już prawdy, którą sami głosili. Ratunek jest w przejęciu tej prawdy o sobie, jak i o swojej paranoi wobec stwórcy. Bo uwierzyć, że zostaliśmy stworzeni w toku ewolucji jest łatwo, nie rozwiązało to jednak naszych problemów ludzkości, ale uwierzyć że zostaliśmy stworzeni jako ludzie na obraz i podobieństwo Boga Stworzyciela, to już wyzwanie, widząc co nawzajem sobie czynimy…
Jezus wskazał wprost na życie wieczne, pomógł nam okiełznać się z największym naszym lękiem, z lękiem przed śmiercią, który jest podstawą systemów filozoficzno, religijnych, a obecnie także naukowych (naukowcy tworzą by kolejnym pokoleniom po ich śmierci było lepiej). Przyjęcie jego ofiary i zrozumienie, że życie ma być tu na odnowionej ziemi, daje zupełnie inny ogląd. Zamiast pomagać naturze w walce z globalnym ociepleniem, ocieplamy np. stosunki w rodzinie czy też z sąsiadami, zaczynając być największym sługą w okolicy.
Najnowsze komentarze