Powszechnie panująca teologia na temat powstawania emocji i problemów psychicznych tak naprawdę robi jedno globalne przed założenie. To założenie to wiara w ewolucję. Oficjalnie się tego nie mówi i nie wspomina, ale tak to właśnie jest, wywodzi się teorie, elaboraty na temat problemów człowieka ze stresem, z siłą życiową z libido, niedostosowaniem się do społeczeństwa itd. Wszystkie praktycznie definicje problemów emocjonalnych, psychicznych zakładają, że Bóg nie istnieje, to nie jest to Bóg biblii, ale jakiś Bóg co na początku stworzył świat, a potem wszystko zostawił.

Popatrzmy na to logicznie, o stresie, jako o reakcji mówi się, że jest wynikiem jakiegoś ewolucyjnej zaprzeszłości. Gdy ludzie jeszcze chodzili po lasach, polowali na zwierzynę, to zdarzyły się sytuację, że musieli uciekać np. przed dzikim zwierzęciem i tak ewolucyjnie powstała reakcja stresowa, która dziś się pojawia jest nieadekwatna do wielu sytuacji. Praktycznie każda definicja stresu będzie opiewać wokoło tych rozważań, pytanie jednak co by było gdyby człowiek był stworzony wedle biblijnego opisu. gdzie i jak wtedy nabawiliśmy się stresu, jeżeli ewolucji miałoby nie być?

Biblia nam mówi o tym, że konsekwencje, w sensie przekleństwa mogą być przenoszone na kolejne pokolenia, ale konsekwencje grzechów to nie ewolucja. Nie da się więc używać definicji słowa stres, w przypadku gdy wierzymy w biblijne prawdy, a jeślibyśmy już używali, należałoby je przedefiniować. Napewno nie może być efektem ewolucyjnego dostosowania się, nie może też być czymś wyciąganym z nieświadomości (zobacz tu ilustracje czym jest i jak rozumiemy nieświadomość), bo wedle biblii człowiek za wszystko odpowiada, nie ma więc czegoś nieświadomego za co się nie odpowiada, a to sugeruje nieświadomość.

Co zatem biorąc pod uwagę prawdy biblijne możemy nazwać stresem? Stres to przede wszystkim lęk przed nadchodzącym sądem, nadchodzącym niebezpieczeństwem na które nie mamy zaplanowanego, przygotowanego rozwiązania, wobec którego spodziewamy się czegoś nieprzyjemnego. Można to brać zarówno w rzeczywistości codziennej, jak i w rzeczywistości globalnej, nie wiemy co się stanie w najbliższej przyszłości możemy jedynie spodziewać się tego co zwykle działo się w podobnych doświadczeniach, a te jeśli były nieprzyjemne, mogą przywoływać podobne doświadczenia w emocjach. W rzeczywistości globalnej stres, to przede wszystkim niewiadoma nadchodzącego czasu, niewiadomo co się stanie po śmierci itd.

Jak sobie zatem chrześcijanin powininen radzić ze stresem, przede wszystkim powinniśmy wszystko oddawać Panu, ufać słowom Jezusa, a choćby się coś najgorszego stało, jak np śmierć, to i tak żyć będizmey, bo Jezus powiedział kto wierzy w niego choćby i umarł ten żyć będzie. Jeśli chodiz o mniejsze stresowe sytuacje, powinnismy przede wszystkim zastanowić sie czy oby napewno robimy coś zgodnego z tym czego Jezus by pragnał, jeśli dana sytuacja jest od nas niezależna powinniśmy się oddać Bogu pod opiekę.